|
Autor |
Wiadomość |
Cal Lightman [Qzin]
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 546 Skąd: Boston |
|
Stargate SG-1. - Ostatnia linia obrony |
|
Autor, a zarazem MG z góry przeprasza za grafomanię. Mam tylko nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.
Rozdział 1.
Kiedy, zostałem wezwany przez generała Hammonda, wiedziałem już co mnie czeka. Kolejna samobójcza misja, mająca na celu uratowanie Ziemi, galaktyki czy nawet całego Wszechświata. Carter pewnie powiedziałaby, że wszystkich wszechświatów lub coś innego równie niezrozumiałego. Jednak nie spodziewałem się, że w środku będzie czekał na mnie mały, szary człowieczek z wielkimi, czarnymi oczami. Gdy tylko wszedłem zaczął mnie świdrować tymi swoimi wybałuszonymi ślepiami.
- Thor, koleżko. Jak się masz? - Zapytałem. Asgaardczycy już nie raz okazywali się bardziej niż pomocni. Wiedziałem, że i tym razem tak będzie. Nie myliłem się.
- O'Neill. - Tak. W przerwie pomiędzy jego słowami spokojnie mogłem oddawać się marzeniu o Mary Steenburgen. Moment. Tym razem nie powiedział nic więcej? Coś przegapiłem?
- Thor?
- Pułkowniku, proszę siadać. Thor jest tutaj by przekazać nam pewne urządzenie. Uważamy, że dzięki niemu będzie można sprawdzić jak Oko Zeusa działa na Asgaardzką technologię.
- Sir?
- Zabierzecie ten przenośny teleporter ze sobą na P3X-111 i wyślecie atomówkę na jeden ze statków Zeusa. A przynajmniej spróbujecie.
- Sir, z całym szacunkiem, ale czy one nie mają tarcz? Osłon? Czegokolwiek co...
- O'Neill. Statki Goa'uldów są praktycznie bezbronne w momencie wyjścia z nadprzestrzeni. Musicie się przygotować i ustawić teleporter dokładnie na czas 3 nanosekund, po...
- Sir. Zaraz zawołam Carter, ona chyba lepiej i... - ... i wtedy zostanie wam prawdopodobnie jakieś 5 minut na dotarcie...
- Pułkowniku, proszę mu nie przerywać i słuchać. Niestety już o tym myślałem i urządzenie zostało tak zaprogramowane by nikt, kto posiada naquadah we krwi nie mógł używać tej technologii. Będzie pan musiał się z tym pogodzić i przejść specjalistyczne szkolenie. Rozpocznie pan od zaraz. MALP już został wysłany. Wygląda na to, że statki jeszcze nie przybyły, a to dobrze. Zależy nam na czasie. - Staruszek przesunął do mnie jakąś teczkę. Wyglądała na grubą, więc tylko zerknąłem na okładkę. P3X-111. Pewnie w środku znajdowała się masa użytecznych informacji, jak fauna, flora, wilgotność, temperatura, oś czegośtam i pole magnetyczne... Kiwnąłem głową, by przewinąć temat i jak najszybciej wyruszyć. Baza i wszechobecni Tok'ra działali mi już na nerwy.
3 godziny później. Sala wrót.
- Słuchajcie ludziska. Malp wskazuje na to, że statek właśnie wyskoczył z nadprzestrzeni, więc jeśli się pospieszymy mamy szansę zestrzelić chociaż jeden z kolejnych. Teal'c i ja idziemy przodem. Carter weź Daniela i osłaniaj tyły. Nie będzie dużo czasu, więc chcę byście byli gotowi do wybrania adresu jak najszybciej.
- Tak jest, sir.
- W porządku. Idziemy. Teal'c? - Odczekałem, aż końcówka jego broni znajdzie się za horyzontem by zanurzyć się w kałużę stojącej wody. O dziwo ostatnie co człowiek widzi i pamięta z przechodzenia, to olbrzymia ilość niebieskiego światła. Ta podróż nie różniła się od poprzednich niczym. Niczym z wyjątkiem miejsca do którego trafiliśmy. Spodziewałem się dżungli, słońca i olbrzymiej temperatury. Tymczasem zamiast tego powitał mnie chłód klimatyzowanego pomieszczenia i uśmiechnięta 6 ręka kreatura, z aparatem na zębach. Takie przynajmniej było moje pierwsze skojarzenie. Nie pamiętam dokładnie co powiedziała, zanim zjawili się Jaffa. Wiem tylko jedno. Wszyscy, no może wszyscy z wyjątkiem Teal'ca, ale to jest zrozumiałe, patrzyliśmy się przez szybę na drugim końcu pomieszczenia na wielki posąg stojący na wodzie. Przed nami wyrastała Statua Wolności.
_________________ Pointman lvl 10
0 exp |
|
Sro Sty 06, 2010 23:40 |
|
|
Reklama
|
|
Sro Sty 06, 2010 23:40 |
|
|
Cal Lightman [Qzin]
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 546 Skąd: Boston |
|
|
|
Rozdział 2.
- Jack. - Z zamyślenia wyrwała mnie dłoń Daniela położona na moim ramieniu. Szybka ocena sytuacji i już wiedziałem, że jesteśmy w dupie. Nawet gdyby Daniel trzymał łapę na spuście to przewaga liczebna czterech do jednego była wystarczającym powodem by przemyśleć poddanie się. Pod ścianami hali pojawili się spod podłogi Jaffa w liczbie 12. Zadziwiające, że nie wydało mi się to wtedy podejrzane. Nie. Moment. Wydało. To Carter i jej teorie zmieniły później moje zdanie.
- Rzućcie broń natychmiast. Weszliście na teren portu gwiezdnego i zgodnie z traktatem o przeciwdziałaniu terroryzmowi przenoszenie broni jest nielegalne.
- Moment, moment. - Zacząłem - Chyba źle trafiliśmy...
- Sir. - Carter ewidentnie chciała mnie uprzedzić przed małą czerwoną kropką sunącą po mojej ręce w stronę ramienia, ale było już za późno. Strzał, syk i brak czucia od ramienia w dół sprawiły, że moje H&K MP5 spadło na posadzkę robiąc "ding". To dziwne do jakich detali czasem się przywiązuje uwagę. Daniel zaczął.
- Jesteśmy pokojowymi podróżnikami z Ziemi, nie staramy... - Nie pozwolono mu dokończyć. Następne co pamiętam to ciemna cela. Zawsze jest jakaś cela. Wszystkie wyglądają podobnie, ta była ewidentnie pod ziemią, gdyż nie dane było mi mieć zakratowane okno w pokoju. Musieli mnie obserwować, bo gdy tylko usiadłem na pryczy, dziwnie podobnej do tych używanych przez armię Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, drzwi o których nawet nie miałem pojęcia, rozsunęły się.
- Kim jesteś? - Niestety, odzwyczajony od światła widziałem tylko cień 6 rękiej postaci. Naga. Na szczęście miałem już przygotowany żart. On nigdy nie robi się nudny.
- Luke Skywalker.
- Bez żartów. Luke Skywalker jest fikcyjną postacią występującą w filmie i książce Gwiezdne Wojny. Mógłbyś się bardziej wysilić. - Albo NID zaczęło eksportować Ziemską literaturę przez 2 wrota, albo znalazłem się w jakimś dziwnym miejscu, gdzie literatura i film rozwijały się tak samo.
- Okej. Carter pewnie będzie w stanie dokładnie wyjaśnić o co tu biega, gdzie jesteśmy i co dokładnie się stało, dlatego byłbym wdzięczny gdybyście mnie do niej zaprowadzili.
- Kim jesteś? - Ewidentnie nie kupili przynęty. Postanowili nas trzymać osobno za wszelką cenę. Nie pozostało mi nic innego jak powiedzieć prawdę.
- Nazywam się pułkownik Jack O'Neill, lotnictwo Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej...
_________________ Pointman lvl 10
0 exp |
|
Czw Sty 07, 2010 13:32 |
|
|
Cal Lightman [Qzin]
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 546 Skąd: Boston |
|
|
|
Rozdział 3.
- Sir - Carter pierwsza poderwała się z łóżka na którym siedziała, gdy wkroczyłem do pokoju. Tuż za mną zamknięto drzwi, lecz byłem pewny, że jesteśmy obserwowani. O dziwo zostawili nam nasze rzeczy i chociaż zabrali nam broń asgaardzki transporter pozostał nietknięty. Brakowało jedynie Daniela.
- Carter. Co tu się dzieje do cholery?
- Sir. Myślę, że jesteśmy w przyszłości.
- O nie, znowu?
- Tak sir. Tak uważam.
- Carter... jakie są szanse, że...
- Bardzo nikłe sir. To możliwe, bo wszędzie dookoła wyczuwam naquadah. Nawet ten budynek jest z niego zbudowany. A przynajmniej ma elementy w środku. Chociaż jeśli faktycznie to przyszłość to normalne, by ludzie po wygranej walce... - Szum silników przelatującego Al'kesha za oknem przytłumił jej głos - ...I ZAIMPLEMENTOWALI DO WŁASNYCH POTRZEB, SIR.
- CO?!
- PRZEJĘLI TECHNOLOGIĘ I ZAIMPLEMENTOWALI DO WŁASNYCH POTRZEB PUŁKOWNIKU! - Wraz z cichnącym hałasem próbowałem się skupić i obmyśleć strategię wydostania się stąd. Mieliśmy misję do wykonania.
- Carter, nie musisz krzyczeć, nie jestem głuchy. Teal'c... - Drzwi otworzyły się dokładnie w chwili w której zamierzałem wydać rozkaz.
- Hej Jack. Jak się macie? - Powiedział Daniel gdy tylko nas zobaczył. Tuż za nim stał wózek. Typowy, hotelowy, załadowany dziwnymi owocami. Większość z nich była malutkimi z zewnątrz podobnymi do cytryn, a wewnątrz do różowego kiwi środkami odurzającymi. Jednak wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. Podali nam także mały orzech, innego porównania nie znajduję, który podzielono na 4 części i zabroniono nam jeść więcej niż jedną z nich. Teal'c rozpoznał w nim coś i bez wahania ruszył w jego stronę.
- O'Neill to święty owoc Nak'thu. Rośnie tylko na Dja'hari. Skąd go macie? - Wózkarz nie odpowiedział. Nie pozostawiono nas jednak w niewiedzy. Zza drzwi wsunęła się Naga. Bo błękitno-czerwonym ogonie przepłynął promień słońca zza okna i chociaż byliśmy w tak nietypowej sytuacji, zacząłem doceniać piękno tych stworzeń.
- Dja'hari nie są już tak rzadkie jak kiedyś, gdy tylko Władcy Systemu mogli się nimi posilać. Nazywam się Hashib. Możecie się posilić. Nie mogę podać wam żadnych informacji, gdyż wtedy moglibyśmy spowodować paradoks. Wasza flara będzie o godzinie 17:34. Wasze zegarki zostały przez nas nastawione.
- Sir, miałam rację! To jest przyszłość! - Hashib popatrzył na nią i nie mówiąc nic więcej wypełznął z pomieszczenia.
- Teal'c. Co dokładnie oznacza Dja'hari? - Odpowiedział mi Daniel. Teal'c już zajęty był delektowaniem się swoją częścią posiłku.
- Dja'hari, dja'hari... Zguba potężnego? Ale to nie ma żadnego sensu Teal'c właśnie zjadł jeden kawałek i nic mu nie jest. - Daniel powinien był wstrzymać się z tym osądem. Teal'c zwiędł w oczach. Zwiędł to może zbyt mocne słowo, ale na pewno stracił na wadze. Błyskawicznie. I co najważniejsze, widocznie...
_________________ Pointman lvl 10
0 exp |
|
Pią Sty 08, 2010 12:37 |
|
|
Cal Lightman [Qzin]
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 546 Skąd: Boston |
|
|
|
Fail. Dziś nowego rozdziału nie będzie. Jutro pewnie też nie. Anię dopadła grypa.
A tak poważnie jak nie zaczniecie spamować forum to ja robię flocha! XD
_________________ Pointman lvl 10
0 exp |
|
Sob Sty 09, 2010 23:19 |
|
|
A.A. West
Major
Dołączył: 06 Sty 2010 Posty: 96
|
|
|
|
OK napisze coś...
POPRAW LITERÓWKI !
Co do samej historii: Robi się coraz ciekawiej... Ładnie, grzecznie... A potem końcówka poraża :shock:
ps. Przypominam, że motyw przemieszczania się w czasie i równoległych rzeczywistości jest przeze mnie znienawidzony i zaklinam MG aby nie robił nam tego.
_________________ West: "Ty pewnie nawet nie pamiętasz jak ja się nazywam!"
Pierre spojrzał znacząco na naszywkę na mundurze.
West: "Jestem kretynką..." |
|
Nie Sty 10, 2010 15:45 |
|
|
Cal Lightman [Qzin]
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 546 Skąd: Boston |
|
|
|
Mój firefox powinien był je sam poprawiać xD. Tylko dlatego to ma ręce i nogi. A przynajmniej powinno mieć. A to głupia przeglądarka.
_________________ Pointman lvl 10
0 exp |
|
Nie Sty 10, 2010 20:11 |
|
|
Kyl Nakov
Porucznik
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 255 Skąd: Cambridge |
|
|
|
Calkiem milo sie to czyta, tylko powinienes popracowac nad opisami. I zdecydowanie pierwsza osoba Ci nie sluzy (i dynamice tez nie).
O'Neill jest ciezki do napisania wbrew pozorom. Jego punkt widzenia jest w porzadku, ale trzecia osoba bylaby moim zdaniem lepsza :)
I moglbs wtedy kazda historie pisac z punktu widzenia innej postaci i troche urozmaicic. :)
_________________ "Nie może być nic logiczniejszego niż język, w którym wszystko, co nielogiczne, jest wyjątkiem!"
Witold Gombrowicz — Ferdydurke |
|
Nie Sty 10, 2010 23:14 |
|
|
A.A. West
Major
Dołączył: 06 Sty 2010 Posty: 96
|
|
|
|
Jesli dobrze rozumiem intencje autora to ma być to swojego rodzaju raport z misji. Pisze go O'Neill więc pierwsza osoba jest uzasadniona. Co do raportów pozostałych członków SG-1... hmm... Qzin? (nie chcę spoil'ować)
_________________ West: "Ty pewnie nawet nie pamiętasz jak ja się nazywam!"
Pierre spojrzał znacząco na naszywkę na mundurze.
West: "Jestem kretynką..." |
|
Pon Sty 11, 2010 09:28 |
|
|
Cal Lightman [Qzin]
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 546 Skąd: Boston |
|
|
|
Raportów innych członków nie będzie =P. Właśnie ze względu na to, że nie chcemy spoilować nie powiemy dlaczego. Tzn. w sumie większość wie czemu nie będzie Carter. Albo Teal'ca. No, ale i tak...
Sorry, ja nigdy nie skupiałem się na niepotrzebnych opisach i O'Neill w raporcie raczej też uwzględnia tylko detale ważnych rzeczy jak "roślina której nie należy jeść". W każdym razie no. Staram się by to był raport bardziej niż opowiadanie.
Thx za krytykę, bo nie umiem pisać xD. Znalazłem opowiadania które pisałem mając lat 13. MASAKRA xD.
_________________ Pointman lvl 10
0 exp |
|
Pon Sty 11, 2010 10:31 |
|
|
Kyl Nakov
Porucznik
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 255 Skąd: Cambridge |
|
|
|
Kasiu, Kuzyn --> Ok, rozumiem idee raportu, ale wtedy jest za bardzo jak opowiadanie :)
Nie chce sie czepiac! Od razu mowie :D Tylko Kuzyn prosił o opinie, wiec pisze i tyle :)
_________________ "Nie może być nic logiczniejszego niż język, w którym wszystko, co nielogiczne, jest wyjątkiem!"
Witold Gombrowicz — Ferdydurke |
|
Pon Sty 11, 2010 12:45 |
|
|
Cal Lightman [Qzin]
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 546 Skąd: Boston |
|
|
|
Rozdział 4.
Patrzyliśmy w przerażeniu jak mięśnie Teal'ca deformują się pod skórą i jak zmienia się z siłacza w kogoś, kogo co najwyżej można nazwać "przeciętnym".
- Wszystko w porządku?
- Tak, major Carter. To zaraz minie. Niestety Nak'thu miało na mnie negatywny skutek. Nie bójcie się. W większości ludzi mała ilość przynosi więcej pożytku niż szkody.
- Teal'c. Serio nie wyglądasz najlepiej.
- O'Neill. To tymczasowe. Władcy systemów odkryli to jako sposób by polepszać ciała swoich nosicieli. Spróbujcie.
Pomimo negatywnego wpływu nadal nas zachęcał. No cóż. Uznałem, że jeśli nie zaszkodzi mi to bardziej niż na krótki okres czasu... Każde z nas wzięło po jednym z kawałków. Smak był nie do opisania. Coś pomiędzy orzechem włoskim, a kakaem bez cukru. Niestety zaraz poczułem skurcz mięśni.
Gdy się ocknąłem zobaczyłem nad sobą anioła. No dobrze. To była Carter, ale naprawdę wyglądała nieziemsko. Ten owoc zmienił jej wygląd, choć nieznacznie to jednak na plus. Jej cera promieniała czystością, włosy rozsiewały zapach, który przebijał nawet sole trzeźwiące, którymi mnie potraktowała, a skóra jej dłoni była delikatna jak jedwab. Niestety ja nie miałem tyle szczęścia. Na pierwszy rzut oka nie zauważyłem w sobie rzadnych zmian. Nadal jestem stary i brzydki - pomyślałem. Daniel w tym czasie siedział na podłodze ze stopami nałożonymi na nogi i mówił do siebie. Nie pamiętam co dokładnie, ale wydawał się pojmować piękno wszechświata w całej rozciągłości. Postanowiłem, że nic więcej nie jemy. Niezależnie od tego co doradza Teal'c.
_________________ Pointman lvl 10
0 exp |
|
Pon Sty 11, 2010 16:56 |
|
|
Cal Lightman [Qzin]
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 546 Skąd: Boston |
|
|
|
Rozdział 5
Pomimo pasującej przykrywki nadal nie byłem przekonany co powinniśmy zrobić. Z jednej strony wszyscy, z którymi mieliśmy do czynienia, przestrzegali pewnej (choć dziwacznej) wojskowej procedury i wszystko wyglądało prawdziwie. Z drugiej jednak strony, za dużo razy Goa'uldowie próbowali nad wykiwać w podobny sposób by od tak uwierzyć w podróż do przyszłości. Zwłaszcza, że nigdzie nie zauważyliśmy telebimów, reklam, kin, ani wypożyczalni DVD/VHS. Carter wymamrotała coś na temat zmian technologicznych, lecz ja uznałem, że musimy się przejść z mięśniakiem, po najbliższej okolicy. Wojskowy trening wziął górę.
- Carter. Pilnuj Daniela, żeby nie zrobił czegoś głupiego. Wrócimy za jakieś 30 minut. Ciągły kontakt radiowy. Nie idziemy daleko.
- Tak jest.
Drzwi o dziwo nie były zamknięte. Chyba uznali, że nie możemy im zbytnio zaszkodzić. Znajdowaliśmy się jakieś 10, może 12 pięter ponad ziemią. Postanowiliśmy sprawdzić co mają do powiedzenia losowi mieszkańcy, więc zapukaliśmy do drzwi. Cóż, okazało się, że nikogo nie było w środku. Właściwie to nic nie było w środku. Budynek w którym byliśmy zamknięci był kompletnie pusty. Sprawdziliśmy jeszcze 3 inne pokoje na tym samym piętrze z podobnym rezultatem. Wiedziałem, że nie mogę wrócić, jeszcze nie i choć intuicja nakazywała mi uciekać, uznałem, że jeśli wydam rozkaz Carter to ktokolwiek nas pojmał, dowie się o tym natychmiastowo, a to było zbyt ryzykowne dla reszty drużyny. Zeszliśmy, więc z Teal'ciem na sam dół i wtedy mój wzrok przykuło jedno pomieszczenie inne od dotychczasowych. Wyglądało jak monitoring. Byli na tyle bezczelni by obserwować nas z tego samego budynku. Patrząc na te wszystkie obrazy z kamer, nie zauważyłem łysola pełznącego za mną. Jeśli nie wspomniałem, że nagan, którego pierwszego spotkaliśmy był łysy to teraz wspominam. Był on łysy. Jak kolano. Albo inna rzecz odpowiednio dobrze wydepilowana. Było nas 2, a on uzbrojony tylko w jednego Zata. Postanowiłem przyjąć bardziej bezpośrednie podejście.
- Hmm... Szukaliśmy toalety i trochę się zgubiliśmy. Właściwie to znaleźliśmy masę pustych pokoi, nie macie tutaj żadnych rozrywek? TV? - Próbowałem go tylko zagadać, stworzyć dywersję by Teal'c mógł go rozbroić. Nie spodziewałem się odpowiedzi. A przynajmniej nie innej niż wystrzał z Zata.
- Telewizja wyszła z użytku dawno temu. Każdy ma wczepiony chip, który łączy się podprzestrzennie z siecią komputerową na orbicie, która z kolei wyszukuje i przesyła do mózgu informacje, obrazy i... Heh. Chyba nie powinienem wam tego opowiadać. Paradoks i takie tam.
- Taa... jasne. Wybacz moją ignorancję, ale czemu w takim razie używacie tak staromodnego monitoringu? - To pytanie, było tym, którego nie powinienem był zadawać. Kątem oka zauważyłem oddział około 8 jaffa wybiegających po schodach w stronę Carter i Jacksona. Teal'c nie marnował czasu. Wytrącił już broń z jednej z 6 rąk i usiłował właśnie złapać oddech, gdy 2 z nich zaciskały się na jego gardle.
- O'Neill... - wycharczał trzymany w uścisku umięśnionych rąk.
Rzuciłem się na ziemię, chwyciłem Zata i posłałem wiązkę niebieskiego światła prosto w ogon wężowatego, jednocześnie wyszarpując radio zza paska. Nacisnąłem przycisk.
- Carter macie NATYCHMIAST uciekać. Idzie na was 8 Ja... Resztę zdania przerwał strzał. Moje radio zostało nadpalone z lewej strony przez wysokocośtam plazmę i prawie całkowicie zniszczone. Miałem dużo szczęścia i nie mogłem sobie pozwolić na dłuższe rozważania. Chwyciłem Teal'ca za rękę i szarpnąłem nim w stronę najbliższego okna. Nadal z trudem łapał powietrze. Rozwaliłem szybę resztką radia i wyskoczyłem na lśniącą słońcem ulicę. Teal'c wyskoczył tuż za mną, a tuż za nim wyleciały 2 kolejne strzały. Fragmenty muru nad naszymi głowami zaczęły się kruszyć i odpadać. Nie było czasu by upewniać się, że nie pomylili celów. Jakąkolwiek grę prowadzili do tego momentu, coś musiało się stać... coś musiało się zmienić i nasze życie przestało mieć dla nich znaczenie. Później dowiedziałem się, że to właśnie wtedy Ceres dostała się do Stargate Command.
_________________ Pointman lvl 10
0 exp |
|
Wto Sty 12, 2010 18:22 |
|
|
Kyl Nakov
Porucznik
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 255 Skąd: Cambridge |
|
|
|
No dzieje sie, dzieje :D
Te cliffhangery sa straszne :D
_________________ "Nie może być nic logiczniejszego niż język, w którym wszystko, co nielogiczne, jest wyjątkiem!"
Witold Gombrowicz — Ferdydurke |
|
Sro Sty 13, 2010 12:32 |
|
|
Cal Lightman [Qzin]
Dołączył: 05 Sty 2010 Posty: 546 Skąd: Boston |
|
|
|
Bah. Ceres do SGC wpuściło SG8 z pomocą 2 osób. Menarda i West.
No, ale to taka kwestia farta ;].
_________________ Pointman lvl 10
0 exp |
|
Sro Sty 13, 2010 12:38 |
|
|
A.A. West
Major
Dołączył: 06 Sty 2010 Posty: 96
|
|
|
|
Protestuję!
Ceres dostała sie do SGC bo nikt nie miała czasu się zastanawiać czy brac ją czy nie. Byliśmy pod ostrzałem, Olimp opuszczaliśmy w pośpiechu. West i pani dr Reynolds (postac Dasty) były pewne, że coś jest nie tak z tą kobieta ale nie zareagowały odpowiednio (West tam kogoś opatrywała w miedzyczasie wiec niebardzo miała czas na dywagowanie co do losu NPCa). Przypominam, że dowodził Reynolds, West była druga a Menard jedynie popisał się na tej misji strzelając ze snajperki bez tłumika.
ps. West miała wogóle inny priorytet na tej misji więc sorki ;P
_________________ West: "Ty pewnie nawet nie pamiętasz jak ja się nazywam!"
Pierre spojrzał znacząco na naszywkę na mundurze.
West: "Jestem kretynką..." |
|
Sro Sty 13, 2010 15:50 |
|
|
Reklama
|
|
Sro Sty 13, 2010 15:50 |
|
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|